Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty

6/20/2023

Mąciciel


 Mąciciel, Paweł Beręsewicz, Literatura 2023.

Od kilku tygodni jestem gdzieś na zakręcie. Przede mną powieści z Wattpada pisane przez nastolatki dla nastolatek, za mną klasyczna literatura młodzieżowa tworzona przez boomerów. W tym wszystkim pojawia się Bęresewicz ze swoją najnowszą dystopią. Kupią nie kupią? Ja bym kupiła.

Jesteśmy w przyszłości, choć nie tak dalekiej. 15-letni Jonasz słabo wpisuje się w system, który wymaga jednotorowego myślenia, niezadawania pytań i bezkrytycznego przetwarzania wiedzy. Szkoła nie znosi takich jak on – bystrych i dociekliwych. Niesubordynacja Jonasza szybko zostaje wychwycona. Zaproszenie na zabieg naświetlania w Poradni Leczenia Trudności w Nauce przychodzi pocztą. Po nim Jonasz zostanie zwrócony społeczeństwu cały, zdrowy, szczęśliwy i pozbawiony wątpliwości. Wszelkich.

Powieść zaczyna się klasycznie: samotny bohater, konflikt, poczucie nieuchronności. Szczerze, mówiąc długi czas nie miałam nadziei, że fabuła czymś mnie zaskoczy. Nawet gdy chłopak w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się w Amonie, tajnym ośrodku, w którym wzmacniana jest indywidualność i wspierane problemowe myślenie, nadal nie czułam się wciągnięta w opowieść. Beręsewicz powoli odkrywa karty. Czy Amon jest w stu procentach bezpieczny? Czy nastolatkowie, których Jonasz poznaje na miejscu są godni zaufania? Matrix ożywa w najmniej spodziewanym momencie, a chłopak traci grunt pod nogami. Szybko okazuje się, że utrata czujności to pułapka. Nie można dać się podejść.

Autor bardzo zgrabnie rozwija tę krótką, bo zaledwie 200-stonicową fabułę. Zakończenie jest niesztampowe i może tylko nieznacznie uproszczone z uwagi na konieczność domknięcia wszystkich wątków. Co jednak urzeka, to udana i nie dydaktyzująca refleksja nad wartością rozumu. W świecie zdominowanym przez informacyjne bańki i ideologię warto mieć ją na uwadze.

12/11/2020

Zabójstwo Brangwina Kąkola

 

Zabójstwo Brangwina Kąkola, M. T. Anderson & Eugene Yelchin, tł. Rafał Lisowski, Wydawnictwo Dwie Siostry.

Anderson i Yelchin, żeby stworzyć "Zabójstwo Brangwina Kąkola" spotkali się w pół drogi.  Anderson - idealista, człowiek misji i piewca głębokiej refleksji, kochający mięsiste fantasy. Yelchin - realista, wielbiciel żywej akcji i szczerej postawy wobec czytelnika, amator thrillerów. Kiedy do współpracy siada dwóch tak różnych twórców, nie może powstać nic bardziej zwyczajnego niż ta niezwyczajna powieść.

Aż trudno uwierzyć, że ta książka w ogóle się udała. Zazwyczaj, w przypadku podwójnej narracji pojawiającej się w picturebookach, mamy do czynienia z wzajemnym dopełnianiem się tekstu i obrazu. Zachwycamy się wielopłaszczyznowym odwzorowaniem wizji autora/ów i cieszymy, kiedy obraz dostarcza nam nowych danych do złożenia układanki. Tymczasem "Zabójstwo Brangwina Kąkola" mówi narracyjnym dwugłosem, który za nic nie chce wybrzmieć jako jeden. Co ciekawe, subiektywizm obu z nich sprawia, że próżno doszukiwać się obiektywnej wersji wydarzeń. Jako czytelnicy stoimy w zaklętym kręgu i nie pozostaje nam nic innego, jak rzucić się w ten narracyjny chaos i czerpać z niego swoistą przyjemność.

Już sam tytuł sprowadza nas na manowce intelektualnej rozkminy: "Zabójstwo Brangwina Kąkola". Kto jest mordercą, kto będzie zabity? Wieloznaczność tytułu okazuje się mieć swoje realne odzwierciedlenie w przygodach bohaterów i jeszcze bardziej zaciemnia obraz historii, która tylko z pozoru może wydawać się prosta i pozbawiona nadmiernej liczby zwrotów akcji. Kiedy elf Brangwin Kąkol wyrusza w dyplomatyczno-szpiegowską misję do krainy goblinów, nie spodziewa się, że jest tylko niewiele wartym narzędziem w rękach swoich mocodawców. Kiedy goblin Werfel przyjmuje w swoich gościnnych progach elfiego wysłannika, nie ma pojęcia jak wiele będzie go kosztować ta bezinteresowna otwartość. Autorzy z niebywałym wdziękiem bawią się nie tylko kosztem czytelników, ale również samych bohaterów. W historii opowiedzianej słowami, zaprzeczeniu ulegają nawet tak utarte stereotypy jak przyjazność elfów i gburowatość goblinów. A może wcale nie? Może prawdy należy szukać właśnie na obrazkach.

Książka utrzymana jest w klimacie fantasy z inklinacją w stronę średniowiecznych manuskryptów. Kilka rozdziałów tekstu przerywa co i raz sekwencja kilkunastu całostronicowych rysunków, pokazujących wydarzenia z perspektywy Brangwina. Na rysunkach jest gęsto i niejednoznacznie, biorąc pod uwagę, że cały czas musimy konfrontować je z całkiem odmienną narracją tekstową goblina Werfla. Bywa trudno, bo koncepcja autorów dopiero powoli kształtuje się w umyśle czytelnika. Dyplomatyczne przepychanki, polityczne podchody, kryminalne zapędy, wszechobecna podejrzliwość, zastarzałe urazy i uprzedzenia wyciągają na światło dzienne najbardziej dotkliwe przywary nie tylko elfio-goblińskich relacji. Ten uniwersalizm przesłania, obok świetnie skonstruowanej fabuły, to zasadnicza wartość książki, ale też bolesny prztyczek w nos wymierzony czytelnikom. Jednocześnie jednak "Zabójstwo Brangwina Kąkola" to piękna opowieść o bezinteresownej przyjaźni i nadziei, która umiera ostatnia.


3/02/2020

Małe Licho


Małe Licho i tajemnica Niebożątka & Małe Licho i anioł z kamienia, Marta Kisiel, il. Paulina Wyrt, Wilga 2018/2019.

Marta Kisiel sukces serii o Małym Lichu zasadziła na niespotykanym pomyśle: stworzyła wspólne uniwersum dla książek dorosłych i dziecięcych.

Premiera pierwszego tomu "Małego Licha" w 2018 roku nastąpiła 8 lat po debiucie "Dożywocia", pierwszej części dorosłego cyklu. Sukces serii przypieczętowała nagroda Zajdla za opowiadanie "Szaławiła" (2018) i nominacja do tego samego lauru dla drugiego tomu powieści - "Siła Niższa" (2016) . Tzw. "Dożywocie" zyskało miano książek kultowych, z rzeszą fanów rozkochanych w niespiesznej fabule, inteligentnym poczuciu humoru i plejadzie dobrze nakreślonych bohaterów. Pojawienie się "Małego Licha" dla wielu rodziców okazało się świetną okazją do powrotu w znane zakamarki, a przy okazji zapoznania z tym mikroświatem własnych dzieci. Marta Kisiel potrafiła wykorzystać wszystkie baśniowe atuty fabuły, nie rezygnując przy tym z zakorzenienia jej w na wskroś współczesnych realiach. Tym samym "Małe Licho" nie straciło na przenikliwej analizie społecznej i atutach dobrej powieści obyczajowej.

Swoboda łączenia nadprzyrodzonych  bohaterów z całkiem zwyczajnym życiem na prowincji to coś, co przyciąga i może uzależnić od świata "Dożywocia". Zwyczajnym tylko z pozoru, bo nic tu nie jest tym, czym się wydaje. Dwa anioły, romantyczne widmo, dwa krakeny, duchy żołnierzy Wermachtu, dżin, wreszcie misiowaty wiking, postrzelona redaktorka i zagubiony dziedzic całej tej menażerii stanowią barwne tło dla głównego bohatera - Bożka - "pół chłopca, pół widmo, pół gluta". Kisiel sięga również po motywy literackie pochodzące z romantyzmu. Wykorzystuje je inteligentnie i z dużą korzyścią dla fabuły. "Król Olch" w pierwszym tomie, a "Dziady" w drugim budują ciekawe relacje intertekstualne, z pozoru dalekie od szkolnych doświadczeń młodych czytelników, ale dające okazję do sięgnięcia głębiej w literackich poszukiwaniach. Osobiście sprawdziłam, że nawet z siedmiolatką można zajrzeć do Goethego i wspólnie poczytać poemat w różnych przekładach, a ostatecznie nawet w oryginale.

"Małe Licho i anioł z kamienia" zostało docenione przez jury konkursu Polskiej Sekcji IBBY,  otrzymując tytuł Książki Roku 2019. Rok wcześniej "Małemu Lichu i tajemnicy Niebożątka" przyznano nagrodę Ferdynanda Wspaniałego, wręczaną  przez organizatorów Festiwalu Literatury dla Dzieci. Bezsprzecznie jest to dowód na to, że nietypowe projekty literackie, mają szansę zostać dostrzeżone i zyskać szeroką akceptację. Uniwersum "Dożywocia" na długie tygodnie przejęło wspólny czas głośnego czytania w młodszej i starszej grupie wiekowej w naszym domu. Pokochaliśmy bohaterów jak starych przyjaciół, zwłaszcza anioła w bamboszkach, ale nie tylko. Marta Kisiel umie sprawić, że nawet czort i introwertyczna ośmiornica potrafią zjednać sobie czytelników. Czekamy na więcej.




3/07/2017

Odkurzacz czarownicy


Odkurzacz czarownicy
Terry Pratchett
tł. Maciej Szymański
il. Mark Bench
Wydawnictwo Rebis 2016











Kto z Was kiedykolwiek zabrał się za czytanie Pratchetta i mu nie poszło, ręka w górę? Kogo namawiali znajomi, przekonywali, że śmiesznie, że wciąga? Jak wciąga skoro nie wciąga? Zatem wciąga. I to jak!

"Odkurzacz czarownicy" ukazał się w Polsce dwa lata po premierze pierwszego tomu wczesnych opowiadań Pratchetta pt.:"Smoki na zamku Ukruszon". Wczesne, bo powstały jeszcze przed Światem Dysku, niosą w sobie zatem dopiero zwiastun pomysłów, które Pratchett rozwijał następnie przez lata w swojej przebogatej twórczości. Baśniowe krainy, które wynurzają się z tych zbiorów, skutecznie konkurują ze światem Alicji, Czarnoksiężnika i Dorotki czy filmowej Arabelli. Są niezwykle sensualne, plastyczne, a przede wszystkim przewrotne. Elementy fantastyczne stoją na równi z elementami fikcji realistycznej i mimo że podlegają zupełnie innym prawom wewnętrznym, wymykającym się prostej empirii, nie są z nimi w sprzeczności. Przebogaty jest również wachlarz bohaterów: gnomy, żywe pomniki, rewolwerowcy, liliputy, czarownice i magowie. Każdy z nich zaprasza do swojego świata, który jednak dla czytelnika odsłania się zaledwie w małym procencie, pozostawiając wrażenie nieodkrytej głębi. Ta zdolność budowania światów, którą Pratchett zasłynął jako autor powieści, w opowiadaniach, jako małej formie, nabiera jeszcze większej wartości. Ma szansę wciągnąć młodego czytelnika i zachęcić do szukania nowych ulubionych krain na powierzchni Świata Dysku.

Przyznam, że czasem jestem jak dziecko, nie umiem skoczyć na głęboką wodę, potrzebuję zanęty, która podda ulubione motywy, odkryje słowne mielizny, zapozna z poczuciem humoru i sposobem rozkładania świata na czynniki pierwsze. Mam wrażenie, że Pratchett jest pisarzem, który stawia bariery, wpuszcza tylko zaufanych czytelników, koduje swoje książki specyficznym stylem pisarskim, który wymaga rozszyfrowania. Wczesne opowiadania są jak ukryte drzwi, przez które łatwiej dostać się do środka.

Wydawnictwo Rebis zadbało o to, by książki trafiły do młodych czytelników w atrakcyjnej szacie graficznej autorstwa Marka Bencha. Bardzo duża interlinia ułatwia samodzielne czytanie, różnorodny krój i wielkość pisma oddają emocje bohaterów, duża liczba dowcipnych ilustracji urozmaica śledzenie tekstu. Sądzę, że dzięki tym wszystkim zabiegom oraz głośnej lekturze "Zamku Ukruszon" przed dwoma laty, zawdzięczam fakt, że Tomek nie odłożył "Odkurzacza" po pierwszych dwóch stronach i z przyjemnością przeczytał go samodzielnie.





5/10/2015

Meto. Dom


Meto. Dom
Yves Grevet
Wydawnictwo Dwie Siostry 2014














"Meto. Dom" - wyobrażam sobie, że tak wyglądałaby "Akademia Pana Kleksa", gdyby Brzechwa zafascynował się wczesnymi nurtami fantastyki. Ponura wizja Domu, w którym chłopcy, oderwani od swojej przeszłości i pozbawieni wspomnień oraz nie znający swojego przeznaczenia, żyją w systemie ściśle regulowanym przez panujące zasady. Posunięta do granic obłędu kontrola, okrutny system represji i stała inwigilacja dopełniają obrazu świata, w którym nie ma miejsca na wyższe wartości czy uczucia. Zaufanie ograniczone do minimum, skonfrontowane z koniecznością szukania sprzymierzeńców, spina w całość świat, w którym sojusze pozwalają zachować godność lub stają się przyczyną klęski.

Dominantę świata przedstawionego stanowią postacie chłopców, z charakterystycznymi rzymskimi imionami, wśród których rozpoznać można prawdopodobnie celowe nawiązania do postaci antycznej kultury. To relacje między nimi są pożywką dla fabuły, która karmi się brakiem pamięci zbiorowej i orientacji w mechanizmach, jakimi rządzi się ich świat. Postacie same w sobie nie są jednak mocną stroną powieści. Dość jednakowe, mimowolnie mylą się i nie dają się łatwo scharakteryzować. Wśród nich tylko główny, tytułowy bohater, obdarzony szczególnym darem dociekliwości, nosi nietypowe imię. Posiada je również szef Domu, tajemniczy Jowa (czyżby archaiczna forma imienia Jehowa?), na którego temat pierwszy tom praktycznie milczy.

Bez wątpienia "Meto" to typowa powieść z nurtu fantastyki socjologicznej. Jej wizytówką jest sam główny bohater, neoromantyczny buntownik, który powoli rozpracowuje mechanizmy pozwalające na skuteczne manipulowanie społecznością Domu. Wyższy stopień wtajemniczenia stawia go w sytuacji większego zagrożenia. Budowanie sojuszów zaczyna nabierać znaczenia. Szczytowy moment podjęcia decyzji o dalszym postępowaniu wobec wrogiej rzeczywistości wydaje się nieunikniony.

Powieść konfrontuje młodego czytelnika ze światem, w którym nie ma miejsca na dobro i zło. Utarte schematy wyborów nie istnieją, jeżeli nie ma kategorii moralnych, do których można się odwołać. Jedynym imperatywem jest wola ocalenia. Pierwszy tom "Meto" nie daje niestety odpowiedzi na większość pytań. Brak rozróżnienia na  bohaterów pozytywnych i negatywnych sprawia, że wszystkie wybory i decyzje pozostają względne i nie podlegają łatwej ocenie.

Lektura pierwszego tomu powieści pozostawia wrażenie niezbyt odkrywczej, ale trudnej w emocjonalnym odbiorze fabuły. O jej wartości stanowi fakt, że można ją polecić młodemu czytelnikowi, stawiającemu pierwsze kroki na gruncie fantastyki. Z pewnością jednak, zespolenie trylogii w całość wpłynęłoby pozytywnie na jej odbiór i dało szansę zatrzymania na dłużej czytelnika, który po pierwszym tomie nie jest zdecydowany, czy chce czytać dalej.