5/28/2019

Kolumb


Kolumb. Całkiem inna historia, Artur Domosławski, il. Gosia Herba, Egmont 2019.

Wyłuskałam "Kolumba", spośród nowo wydanych tytułów "Czytam sobie", po ilustracjach zamieszczanych przez Gosię Herbę na Instagramie. Wyjątkowo jak na artystkę wyłącznie czarno-białych, a w tej świeżości artystycznej ekspresji jednocześnie bardzo vintage. Treść zaskoczyła mnie w drugiej kolejności. Również in plus. Ale po kolei.

Trzeci poziom Serii to dla autorów prawdziwa wolnoamerykanka. Ponad dwa i pół tysiąca wyrazów i możliwość stosowania wszystkich głosek stanowi ogromny luksus, a dla czytelników okazję do przeczytania pełnowartościowej, czytelnie zaprojektowanej książki, bez skrótów i językowej ekwilibrystyki.

Za napisanie "Kolumba" zabrał się Artur Domosławski, reportażysta, amerykanista, znany m.in. z głośnej biografii "Kapuściński non-fiction". Właściwy człowiek na właściwym miejscu, biorąc pod uwagę tematykę i fakt, że autor słynie z tego, iż nie waha się w swoich książkach silnie forsować własnych poglądów. Podobnie stało się i tym razem, co zresztą wyszło książce na dobre. "Kolumb" napisany jest z pazurem, a jednocześnie lekko i sugestywnie. Autor skutecznie rozprawia się z mitem odkrycia Ameryki i otwarcie pokazuje, z czym dla rdzennych Amerykanów wiązało się krzewienie cywilizacji zachodniej, które zapoczątkowali przybyli wraz z Kolumbem osadnicy. Książka to jednocześnie odważna polemika z amerykańskim Dniem Kolumba i próba pokazania, że wielkość bohatera nie zasadza się na odwadze lecz czynach i to one powinny przesądzać o jego wielkości.

Gosia Herba swoimi rysunkami bardzo ciekawie nawiązała do historycznych akcentów książki. Monochromatyczne ilustracje przypomniały mi klasyczne drzeworyty Rychlickiego z lat 60., opublikowane w "Klechdach domowych". Ten styl to prawdopodobnie nie przypadek, bo autorka chętnie wykonuje również prace pokrewną metodą linorytu.

"Kolumb", dzięki świetnej oprawie graficznej i oryginalnemu podejściu do tematu, stał się moją ulubioną pozycją z półki "Czytam sobie". Kibicuję zatem dalej rozwojowi serii i czekam na więcej ciekawych nazwisk wśród grona autorów. Zapraszanie "dorosłych" pisarzy, to być może ryzykowny, ale z pewnością ciekawy eksperyment.






5/21/2019

Mama Mu na zjeżdżalni



Kakao rozpuszczalne instant lub dla chętnych kawa, modny Instagram, aparaty Instax, a w tym wszystkim pokolenie instant. Musi być szybko, krótko i na temat. Zapraszam na mikrofelieton z książką w tle.


"- Tylko mnie nie proś o podsadzanie! - wykrzyknął Pan Wrona. (...)
- Nie masz siły? Biedaczysko.
- JA? Ja nie mam siły?! - zawołał Pan Wrona. - Co jak co, ale siły to mam akurat co niemiara!
Poderwał się i z wielkim impetem zaczął pchać Mamę Mu w górę po drabince".


Ci co mnie dobrze znają, wiedzą doskonale, że ja i aktywność fizyczna to dwie skrajności. Cóż więc mnie podkusiło, żeby w zacienionym lasku, z dala od ludzkich oczu, zakosztować uroków siłowni plenerowej? Próżność czy kryzys wieku średniego? Pewnie i jedno, i drugie. Faktem jest, że moje zasiedziałe przez zimową bezczynność mięśnie dały o sobie znać następnego dnia ostrym bólem. A wszystko przez podciąg nóg, proste urządzenie do wieszania się na ramionach i podnoszenia kolan do klatki piersiowej. "Powinnaś trochę podskoczyć" - radziła z zaangażowaniem Sadzonka. - "Jakbyś chciała wsiąść do takiego małego samolotu, do którego nie podstawili schodków". Łatwo radzić gorzej zrobić. Poczekajmy 20 lat i wtedy pogadamy.

U Mamy Mu atmosfera podobna jak u nas. Ją też kuszą wystawione na widok publiczny przyrządy do ćwiczeń, jej również wydaje się, że wszystko jest dla ludzi. No, powiedzmy dla krów. Zjeżdża na zjeżdżalni z równym zaangażowaniem jak robiła to na nartach, a na dodatek z wrodzonym sprytem angażuje do pomocy Pana Wronę. I niby wszystko jest jak zwykle, ale chyba pierwszy raz rezolutny Pan Wrona zostaje całkiem wystrychnięty na dudka. I zastanawiam się poważnie, czy to Mama Mu zobojętniała na swojego przyjaciela, czy Pan Wrona przechodzi kryzys wieku średniego. A może i jedno, i drugie.


Mama Mu na zjeżdżalni, Jujja Wieslander, il. Sven Nordqvist, tł. Michał Wronek-Piotrkowski, Wydawnictwo Zakamarki 2019.

5/15/2019

Banda czarnej frotté


Banda czarnej frotté, Justyna Bednarek, il. Daniel de Latour, Poradnia K 2019.

"Skarpetki" Justyny Bednarek to niekwestionowany hit czytelniczy ostatnich lat. Dość powiedzieć, że pierwszy tom przygód tekstylnych bohaterek zdążył już trafić na listę lektur, zdobyć dwie prestiżowe nagrody literackie (Przecinek i Kropka, Nagroda Literacka Miasta Stołecznego Warszawy) i cierpliwie oczekuje na filmową adaptację. Trzeci nie jest gorszy, jest... najlepszy. Tylko czekać na eksperckie i czytelnicze laury.

Mimo kilku lat intensywnej obecności autorki na polskim rynku wydawniczym, wciąż jestem ostrożną fanką Justyny Bednarek i z pewną nieufnością podchodzę do kolejnych wypuszczanych przez nią tytułów. "Banda czarnej frotté" to druga jej książka po zeszłorocznej premierze "Babcochy", którą przyjęłam z miłą ulgą, że nie mam do czego się czepiać. Nie wiem czy sprawiła to bardziej wnikliwa redakcja (Paulina Potrykus-Woźniak), czy większa dyscyplina językowa autorki, grunt, że "Bandę czarnej frotté" czyta się płynnie i z autentyczną przyjemnością obcowania z dobrym tekstem.

Możliwym jest, że do tej zmiany przyczynił się fakt, iż po raz pierwszy "Skarpetki" występują w odsłonie powieściowej, a nie jak dotąd w formie pojedynczych opowiadań. Podobno czytelnicy czekali na grupowy debiut skarpetek, które dotychczas w fabule funkcjonowały zawsze jako samotni strzelcy. Ten ruch wyszedł autorce na dobre, bo ochoczo skorzystała ze swobody jaką daje dłuższa forma. "Banda czarnej frotté" to rasowa powieść, pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji, typowego dla autorki poczucia humoru i spontaniczności w kreowaniu nieoczywistych światów. Bednarek, niezależnie od licznych ale, pojawiających się w moich recenzjach, zawsze uwodzi mnie pomysłami, które zdają się wyprzedzać nawet dziecięcą, rozbujaną fantazję. Tak było, kiedy w "Babcosze" sklepowa Renata zamieniła się w muchę i weszła do telewizora, tak było i tym razem, gdy banda skarpetek po ruchomych schodach dostała się do nieba.

Miło że trzecia część serii nie pozostaje w oderwaniu od poprzednich opowiadań. Punktem zaczepienia staje się postać detektywa Pinkertona, który w "Niesamowitych przygodach dziesięciu skarpetek", wówczas jeszcze jako bezimienna seledynowa skarpetka, wsławił się schwytaniem złodzieja ciasteczek. Nawiązanie poprzez nieprzypadkowe imię postaci do historii detektywistyki, to tylko jeden ze smaczków, które można odkryć, czytając "Skarpetki". Mnie jednak najbardziej ujęła aluzja do nazwy pewnej warszawskiej księgarni kameralnej ukryta w imieniu innej bohaterki powieści. Choć Gromisław i wałęsak też budzą uzasadnione skojarzenia, które znalazły odzwierciedlenie w warstwie graficznej książki. Ukłon w stronę rodziców to zawsze miły gest ze strony autorów.





5/09/2019

Books, Bücher, Libros, Livres // kwiecień 2019



My Brother's Name is Jessica (Mój brat ma na imię Jessica)
John Boyne
Puffin, 256 s.
wiek odbiorcy: 9+


Życie Samiego Waversa było całkiem spokojne. Z natury samotnik, często musiał walczyć o zdobycie przyjaciół, a pochłonięci swoimi sprawami rodzice, sprawiali, że jeszcze bardziej czuł się niewidzialny.

Na szczęście, jego brat Jason był zawsze obok. Sam podziwiał Jasona za jego uporządkowane życie - miły, popularny, świetnie grał w piłkę. Dziewczyny walczyły, żeby się z nim umówić.

Aż do momentu, gdy pewnego wieczora Jason zwołał całą rodzinę, żeby podzielić się z nimi od dawna skrywaną tajemnicą. Tajemnicą, która bardzo szybko zagroziła rozpadem ich wzajemnych relacji. Rodzice nie chcieli wiedzieć, a Sam nie rozumiał dlaczego.

Co jeśli twój brat powie, że nie jest już twoim bratem? Że właściwie jest twoją siostrą?



Rumple Buttercup: A story of bananas, belonging and being yourself (Rumple Buttercup: Historia bananów, przynależności i bycia sobą)
Matthew Gray Gubler
Penguin, 128 s.
wiek odbiorcy: 9+


Rumble Buttercup ma pięć krzywych zębów, trzy pasma włosów i zieloną skórę, a jego lewa stopa jest nieco większa niż prawa.

Jest dziwolągiem.

Dołącz do niego, gdy on i Candy Corn Carl, jego wymyślony, śmietnikowy przyjaciel, uczą się cieszyć indywidualnością i magią przynależności.













How to Make Friends with the Dark (Jak zaprzyjaźnić się z ciemnością)
Kathleen Glasgow
Rock the Boat, 416 s.



Opowieść o okropnym, wszechwładnym szaleństwie i emocjonalnej walce, o otwartość i przebaczenie. Szukając skarpetek w komodzie mamy, szesnastoletnia Tiger Tolliver odkrywa stos kopert z adnotacją PILNE. Ona i jej mama zawsze były jak jedna drużyna.  Ale w jednej chwili Tiger zaczyna mieć wątpliwości, czy ich dobrze naoliwiona maszyna jest rzeczywiście tak wyjątkowo sprawna. Przecież mama musi wszystko kontrolować. Piosenki w radiu. Prawdę o ojcu, którego nigdy nie spotkała. Czy idzie do szkoły tańca. Tiger nigdy nie może działać po swojemu. I nie dotyczy to szesnastu milionów innych niszczących nerwy i zabijających dzień rzeczy, z którymi musi się zmagać. Na przykład Lupe'a Hidalgo, którego jedyną życiową misją wydaje się być zatrucie jej życia, próby zespołu z Broken Cradle, czy fakt, że wymarzony Kai przenosi się do Niemiec na całe lato. Ale potem dzieje się coś strasznego. A Tiger zdaje sobie sprawę, że bycie samodzielną nie jest tym, czego naprawdę chce. Wcale nie. I tak zaczyna się jej misja. Misja odnalezienia ojca. Żeby odkryć siebie. I innych przy okazji.

Bara rumpor (Same pupy)
Annike Leone, Betina Johansson
Lilla Piratförlaget, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+



Dzisiaj jest sobota! Kiedy Mira pójdzie na basen, pokaże, że może skoczyć z krawędzi dużego basenu. Czy powinna się odważyć? Na basenie jest mnóstwo do oglądania, te wszystkie nagie ciała, które są tak do siebie podobne, a jednak różne.
"Same pupy" to zabawna książka obrazkowa o dniu spędzonym na basenie, ale także o naszych ciałach, o akceptacji, o nagości i radości z nią związanej.

Więcej zdjęć tutaj.







Au petit marché (Na małym rynku)
Ingela P Arrhenius
Milan, 10 s.
wiek odbiorcy: 2+


Interaktywna wyszukiwanka dla najmłodszych zabierze was na wirtualne zakupy. Mechanizm dwóch obracających się kół pozwala na pięciu planszach książki odnaleźć produkt ukryty na rysunku oraz wybrać jego kolor.














Believe. Pop-up Book of Possibilities (Uwierz. Pop-up wielu możliwości)
Robert Sabuda
CANDLEWICK BOOKS, 24 s.
wiek odbiorcy: 5+


Mistrz pop-upów, Robert Sabuda przedstawia elegancką odę do możliwości, która zainspiruje każdego, kto właśnie rozpoczyna nowy rozdział swojego życia.

Gama możliwości, którą można odkryć, odwracając stronę w tej pięknej książce znanego artysty papieru, prowadzi od zwrotów i obrazów kryjących potencjał (żołądź, jajo, papierowy samolot), do niezwykłych trójwymiarowych obrazów na kolejnej rozkładówce (wysokie drzewo, stado ptaków, startująca rakieta).


Youtube: Believe







5/07/2019

Bardzo dzika opowieść


Bardzo dzika opowieść 1. Las złamanych serc, scen. Tomasz Samojlik, rys. Marcin Podolec, kol. Agata Mianowska, Kultura Gniewu 2019.

W marcowym wywiadzie dla zagrano.pl Tomasz Samojlik chwalił się i cieszył nowo zadzierzgniętą współpracą z Marcinem Podolcem. I oto mamy jej efekt: świeżutki komiks z nurtu ekologiczno-edukacyjnego. Trio z Agatą Mianowską zadziałało jak dobrze naoliwiona maszyna.

Samojlik nie wyprze się tego komiksu. Mimo że kreska Podolca i kolory Mianowskiej implikują odrobinę inny klimat niż byliśmy dotychczas przyzwyczajeni, scenariusz zdradza wszystko. Zawsze mam tak podczas czytania komiksów Tomasza Samojlika, że w pewnym momencie fabuła mnie zaskakuje. Lubię ten moment. Nigdy nie jest w oczywisty sposób ciągła, nie grzęźnie w banałach i nie zdradza wszystkiego od razu.

Znowu jesteśmy w lesie, tym razem jednak z dala od puszczańskiej głuszy, lecz na leśny parkingu, w towarzystwie śmietnika i szybko przemykających samochodów. Świetnie dobrany zespół bohaterów gwarantuje dobrą zabawę, mimo że problem jest poważny. Waży się przyszłość rezerwatu, z którego nielegalnie został uprowadzony ostatni ryś. Misję ratunkową organizuje kocica Rysia, uciekinierka z transportu do schroniska, porzucone w lesie egzotyczne zwierzęta, patyczak i ekipa tubulców, na czele z rezolutną sową z rozdwojeniem jaźni.

Autor nie byłby sobą, gdyby nie przemycił trochę edukacyjnego smrodku, ale jak zwykle w normie i z właściwą sobie elegancją. Tematem przewodnim jest więc los porzuconych zwierząt i zwyczaje rysiów. Na dalszy plan schodzą natomiast antagonizmy międzygatunkowe i zasadniczo panuje tu pokojowa współpraca. Źródłem posiłków jest bowiem wspomniany wcześniej śmietnik, a nie wnętrzności sąsiada.

Zaskakująco dla siebie samej, dość płynnie zaakceptowałam w samojlikowym uniwersum kreskę Marcina Podolca. Siłą rzeczy cisną się porównania z "Ryjówkami" i "Bajką na końcu świata", ale komiksowego laika jakim jestem, style pracy obu twórców: sposób uchwycenia detali, oddawanie emocji, budowanie dynamiki, są na tyle zbliżone, że nie powoduje to dysonansu. Jestem zatem na tak i jeżeli ta forma współpracy ma przynieść coś więcej niż zapowiadaną drugą część "Bardzo dzikiej opowieści", nie będę miała nic przeciwko.